Miałam zamknięte oczy, leżałam na trawie. Biała mgiełka poranka owijala w około mojej twarzy Dein i Kendra również rozkoszowali się pięknym dniem. Tylko Sam nadal majstrował przy wejściu do kryjówki. Była to jaskinia. Zaczynała się koło jeziora a kończyła w nim. I to dosłownie. Kiedy Kendra się denerwuje, jej magia jest....taka jakby...niebezpieczna. Kiedy się pokłóciła z Deinem wydrążyła te jaskinie. Poprostu. Bez rzadnego trask czy bum! Podeszliśmy nad jezioro i ona tam była.
Nie była duża. Obok wejścia był niewielki przycisk, który wtapiał się w szre tło. Gdy się go przycisnęło, z trwawy wysuwał się panel. Wpisywało się kod i hasło a skała rozsuwała się. Przed wstąpieniem do kryjówki laser z boku prześwietlał postać. Kiedy wszystko się zgadzało można było wejść. Natomiast kiedy nie...w pewnym sensie....cóż...wylatywało się w powietrze. Systemy stworzone przez Sama nigdy się myliły dlatego mieliśmy do "Trejlejna" (bo tak go Sam nazwał) pełne zufanie.
W tafli jeziora odbijały się wszystkei kształty jakie tylko mogły. Drzew, krzewów, skał. Nareszcie czułam się bezpiecznie.
Oparłam się rękami i podniosłam. Dein spokojnie drzemał a obok niego Kendra.
Dein był wysoki, miał szare oczy i brązową grzywę bujnych włosów. Na większość ludzi patrzył z ukosa ale jak ktoś go dobrze poznał okazywał się miły, przyjazny. Krył swe uczucia, ale nietrudno było go rozgryść.
Kendra była dość wybuchową osobą. Mag ziemi-pasowało to do niej bez dwóch zdań. Jej brązowo-czarne włosy były jak burza. Praktycznie zawsze wyglądała jakby co dopiero wstała z łóżka. Sam mówił że razem ze mną, Kendra tworzy klub bezdomnych.
Sama nigdy nie wyglądam zbyt dobrze. Czerwone włosy, spięte w kucyk lub warkocz sprawiały że wyglądałam jak z jakiegoś horroru. Mały nos, niebiesko-zielone oczy, zawsze ten sam podarty w wielu miejscach płaszcz, sprane dżinsy i brudny T-shirt. To były moje znaki zrozpoznawcze. Każdy dzięki tym wlaśnie szczegółom mógł mnie rozpoznać nawet sądze że z odległości ponad kilometra.
Wstałam i okręciłam się w około. Sam stał do mnie tyłem. Podeszłam do jeziora, kucnęłam i przejrzałam się w tafli. No tak, jak zwykle wyglądałam jak ostatnie dziecko sróża. Każdy włos w inną stronę, zaschnięta krew była poprzezplatana z nimi. Praktycznie nie robiło to zbyt wielkiej różnicy bo same włosy były tegoż koloru. Nabrałam wody do rąk i chlusnęłam sobie w twarz. Poczułam jak ogarnia mnie fala zimna.
-Cześć.-ktoś szepnął mi do ucha. Wiedziłam że to to Sam. Ten sam kojący głos. Odwróciłam się i spojrzałam mu w twarz. Uśmiechnełam się.
-Cześć.-Powiedziałam.-Jak tam nasza kryjówka? Da się do niej włamać?
Widziałam na twarzy Sama gościło zmęczenie. Jego blond włosy opadały mu na szare oczy. Były w całkowitym nieładzie. Był komputerowcem ale ogólnie - magiem powietrza. Przy spodniach jak zwykle miał sztylet.
-Właśnie dlatego do Ciebie podeszłem.-Odparł-Udało się.
Wstałam i przytuliłam go
-Wiedziałam że Ci się uda!-wykrzyczałam. Sam widocznie był bardzo zdziwiony ale odwzajemnił uścisk.-A teraz pokazuj!
-Już, już. Chodź-Ponaglił.
Podzeszliśmy do jaskini. To fakt, była już otwarta ale i to nie powstrzymało Trejlejna przed sprawdzeniem mnie. Stanęłam w progu a czerwony laser przejechał po moim całym ciele.
-Można wejść-powiedział mechaniczny głos robota. Sam ostentacyjnie stanął w wejściu.
-Proszę bardzo-powiedział śmiejąc się do rozpuchu.
Przeszłam przez próg. Już zapomniałam jak tu było. Szare ściany. Jednakże plakaty robiły swoje i rozjaśniały smutną skałę. Fiolki z eleksirami i Bóg wie jeszcze z czym stały na stole z boku. Broń, którą wyrabiał Dein, stały w takiej jakby gablocie w drugim. Podeszłam do ściany.
-Nadal jest tu nasz tajny pokój?-spytałam. Kendra "robiąc" jaskinię, zrobiła dodatkowy pokój. Ogólnie jest mój, ale Sam może tam wchodzić. Choć wie że to tylko i wyłącznie mój świat i że nie może tam nic ruszać to tak czy siak mu pozwalam tam wchodzić. Ufam mu jak nikomu innemu.
Popatrzył na mnie tajemniczo lecz nadal się uśmiechał. Pokiwał głową.
-Masz amulet? Założyłem zabezpieczenia, tylko dzięki niemu możesz się tam dostać.
W rzeczywistości całkiem o nim zapomniałam. To fakt, nadal wisiał spokojnie na mej szyi, jednakże myślałam że Kontrel mi go odebrał.
-Zdążyłam zabrać go ze skarbca. Ale ledwo. Wiesz jacy są tam strażnicy. Mają oczy dookoła głwy i nie spoczną póki mnie nie znajdą.
-Wierzysz że bym na to pozwolił? W końcu po to tu jestem, mam was chronić jak nie w magiczny to chociaż w techniczny sposób.-powiedział.
-Komiksów sie naczytałeś?-zaśmiałam się-Chronimy się nawzajem. Ja, ty, Kendra i Dein. A tak w ogóle to oni jeszcze śpią? Chodźmy zobaczyć. Później jeszcze tu wpadniemy i otworzymy pokój.
-Ok.-odpowiedział.
Szliśmy powoli aby ich na wszelki wypadek nie obudzić. Jednak to co zobaczyliśmy, nie było czymś co nas by mogło zadowolić. Deina i Kendry nie było. Podeszłam do miejsca w którym uprzednio spali. Został tylko sztylet Kendry i nóż Deina. Bez nich się nie ruszali.
-Coś się tu stało.-odparłam. Byłam bliska płaczu. Podnisłam broń moich przyjaciół i dałam Samowi do rąk.-Zobacz. Bez tych rzeczy kroku nigdy nie robili.
Sam obejrzał to chwilę.
-Z zegarem postępuj uczciwie. Patrz się się pod nogi, ale nie chciwie. Myśl o tym jak ze wskazówkami postępować i jak przyjaciół swych uratować...
-Co?-zapytałam- Sam to teraz wymyśliłeś?
Sam pokręcił głową
-Tak jest tu napisane. To wskazówka...Kontrel...
Nie on jedyny tak uważał. Na pewno to on właśnie ich porwał. To jest pewne.
-Ale coś mi tu nie pasuje. Z Kontrela taki poeta jak ze mnie baletnica.
-To jest akurat najmniej ważne. Natomiast waże jest to, że ich porwał, ale pewnie nie osobiście. Ma Gandrele, ale one by tego nie napisały.
-To znaczy że jednak osobiście dośwadczył takiego zaszczytu i ich porwał. Przecież wczoraj jeszcze go widziałam. Kiedy odbiegałam na Corlenie a on nawet nie chciał mnie ścigać. Podejrzane...
-Albo w sumie to nie. Wojna się zbliża. Kontrel zawładnął już prawie wszystkimi wymiarami. Wszystkie są po jego stronie oprócz naszego-13. Chciał również nim, ale mu się nie udało.
-Chyba wiem gdzie mogą być Kendra i Dein. W 27-ce.
Sam zrobił podejrzliwa minę.
-Ale przecierz już 27 wymiar nie istnieje.
-To dziwne bo byłam tam jakiś miesiąc temu. Przez przypadek w prawdzie ale byłam.
-Dobra to gdzie mogą być uwięzieni Wayleen?
Wysiliłam umysł.
-Sądze że Kontrel chce nas tam zwabić aby zdobyć 13. Najprawdopodobniej dlategoż ich porwał. Dokładnie to nie mam pojęcia gdzie oni są. Umiesz może zrobić pare robotów albo jakąś tarczę aby chroniła 13?
-Sądze że tak ale niczego nie obiecuje. Dla jednego obozu mi się udało ale żeby chronić aż cały wymiar?-Odpowiedział-Razem może nam się uda.
-Ale to nie zmienia faktu że musimy uratować ich a z rąk Kontrela a to nie zaliczam do łatwych.-Mówiąc to opadłam na trawę-Jak to zrobimy?
Sam przysiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
-Pamiętasz co mówilaś jak byłaś mała?
Pokręciłam głową na tak.
-Nie poddawaj sie choćby mieli Cię za to karać.-uśmiechnęłam się.-To było moje motto. Przerodziło się w to że uciekliśmy z 27 i zamieszkaliśmy 13.-uśmiech znikł z naszych twarzy. To wspomnienie powracało a ja nie mogłam sie go pozbyć. Wszysco czworo urodziliśmy sie w 27. Jednak kiedy Kontrel objął panowanie,(a mieliśmy wtedy co najwyżej 6 lat) uciekliśmy. Przenisłam nas w ataku paniki kiedy musiałam się tłumaczyć przed Kontrelem za używanie magii. Byli ze mną, a ja nie panując nad mocą po prostu we własny, niepowtarzalny sposób, zwiałam. Każde z nas ma jakąś moc. Sam-magia powietrza, Kendra-magia ziemi, Dein-magia ognia a ja-magia wody. To my właśnie panowaliśmy nad czterema żywiołami i tylko my nadawaliśmy jakiekolwiek życie 27 wymiarowi (jeżeli w ogóle jakieś życie tam było). Kiedy nas zabrakło wszystko tak jakby uszło. Nie było wody w strumieniać, żyznej ziemi, ognisk ani praktycznie tlenu. Tutaj mieliśmy kryjówkę w której zazwyczaj spaliśmy. Już wtedy umiałam strzelać z łuku i pilnowałam abyśmy mieli co włożyć do garnka. Kendra mi w tym pomagała. Przyjamniej starała się. Ma mało celne oko, jednakże jest świetną towarzyszką. Dein pomagał Samowi w ochranianiu nas.
Popatrzył mi w oczy.
-Nie wolno Ci mówić że coś Ci się nie uda. Mów sobie "Po trupach do celu" i idź dalej nie patrząc się na innych. To dzięki tobie Kontrel nad nami nie zapanował, nad 13 również.
Sam pochylił się nademną a nasze usta złączyły się. Odwzajemniłam pocałunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz