środa, 12 grudnia 2012

May Travine


Kolejne martwe ciało z trzaskiem upadło na kamienną posadzkę zamku Avilane. Kajdanki ocierały mi się o dłonie tworząc krwisty krąg. Gdyby nie fakt że byłam o dwa kroki od śmierci pewnie bym walnęła Sakyneya w twarz. Zawsze chciałam znależć się w tym miejscu, ale nie w takich okolicznościach...wyłapywanie wszystkich magów Sakyneyowi nie sprawiło żadnych trudności. Po tym jak wywołaliśmy rebelie przeciwko niemu kazał nas wszystkich pozabijać.
      Chłodny oddech mojego przyjaciela stojącego za mną przyprawiał mnie o dreszcze, których nawet ból nie umiał zagłuszyć.
      -Co robimy?-szepnął mi na ucho Avan. Jego głos był ciepły, zarazem było słychać że mówi to nutką strachu. Pierwszy raz widziałam że się bał. Nie starał się zgrywać twardziela.- Chyba nie masz zamiaru tak tu stać bezczynnie patrząc jak twoi przyjaciele umierają.
Zaczęłam niespokojnie obgryzać wargę niewiedząc co począć. Zwykle któreś z nas miało jakikolwiek plan. Teraz mój usmysł świecił pustkami.
      -Ej, ty.-Syknęłam z naciskiem na strażnika który zamaszyście się obrócił przewracając zarazem zbroje za nim.
       -Oszalałaś?!-zapytał ze złością.
      -Wiem co robię.-odpowiedziałam lekko się uśmiechając. Strażnik miał może 16 lat. Nie wyglądał zbyt groźnie. Mogłabym go przewrócić lekkim pchnięciem, a wcale nie mam postury jak troll Loeski.
     -Coś się stało?-zpytał ze starchem w głosie. Ale zaraz potem zmężniał-Czego?!
    -Na pewno chce Ci się nas więzić? W końcu, co z tego masz?
    -Czuje się dumny walcząc za Sakyneya.-mówiąc to wyprężył pierś w stronę księżyca.
    -Ale, przecież masz wszystko co chcesz. Po co Ci  jakiś tam Sakyney?
Strażnik widać że lekko się zawachał ale nadal uważnie sluchał co mam mu do powiedzenia.
    -Tak, mam wszystko ale dzięki wlaśnie Sakyneowi.
Ten męszczyzna zaczynał mnie mocno irytować.
    -Słuchaj, wiem że jesteś magiem. I wiem że jeżeli twój pan się o tym dowie to będziesz miał przechlapane, a więc albo cichcem nas wypuszczasz albo wylądujesz na tym stosie, którzy tworzy nasza rasa.
Powiedziałam to prosto z mostu. Bez żadnych niepotrzebnych zastanowień.
   -Ale...ja...-zaczął się jąkać. Pot spływał mu po czole.
   -Wypuścisz magów-idziesz z nami. Nikt nic nie wie o tym że sam nim jesteś. Nie wypuścisz nas nagle, w niewyjaśniony sposób twój pan zniknie na zawsze z tego wymiaru, a ty, razem z nim.
Wartownik zaczął się nieźle denerwować. Widać że nie wiedział co począć. Miał dwa wyjścia, musiał wybrać jedno z nich. Magowie wyczuwają strach innych. On był nią przepełniony do reszty.
-May, wiesz co robisz?-spytał się mnie Avan. Lekkie skienie głową chyba mu wystarczyło bo nic więcej nie powiedział.

1 komentarz:

  1. Fajnie, fajnie... oby tak dalej ;p!

    Lecz "mężczyzna" pisze się przez "ż"...
    Aaale to tam taki maleńki błędzik... :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń