poniedziałek, 31 grudnia 2012

Do siego : >

Pisze to teraz a nie później bo jadę do kuzynów i dopiero będę w domu jutro. Pokiruję się postem jednego chłopaka z bloga http://mejus250.blogspot.com również zrobię 5 najlepszych książek.


1. Trylogia "Igrzyska Śmierci" Suzanne Collins (najbardziej Kosogłos ale cała seria była zjawiskowa)
2.Cień Węża Rick Riordan
3.5 część Persego Jacksona (ach ta moaj pamięć xD) Rick Riordan
4.Gone
5.Monster High

Najbardziej męczyła mnie książka Sienkiewicza "W pustyni i W Puszczy" oraz o dziwno "Pinokio xD


piątek, 14 grudnia 2012

Wykorzystam

Postanowiłam wykorzystać zaistaniałą sytuacje i zamieścić link z bloga Mejus250. Nie, nie jest to żaden spam. Jest to akcja charytatywna. http://mejus250.blogspot.com/2012/12/pomozmy-przemkowi.html?showComment=1355481461057#c4172878935358157160

czwartek, 13 grudnia 2012

Traveler

Czas na opis któregoś z magazynów. Nie powiedziałabym że jestem fanką mody więc do moich ulubionych magazynów nie należą tegoż typu pisemka. O wiele bardziej wolę magazyny podróżnicze. Traveler posiada wiele ciekawych tematów dzięki czemu jest to najbardziej znany magazyn w Polsce. Najbardziej zaskoczyły mnie zdjęcia. Niby proste ale aż chce się na nie patrzeć. Zwykle artykuły są pisane na tkz. Chłopski rozum więc zrozumie je każdy, nawet taki bezmózgowiec. Wiem, obrazek obok nie jest taki widoczny ale lepszego nie umiałam znaleźć.

środa, 12 grudnia 2012

May Travine


Kolejne martwe ciało z trzaskiem upadło na kamienną posadzkę zamku Avilane. Kajdanki ocierały mi się o dłonie tworząc krwisty krąg. Gdyby nie fakt że byłam o dwa kroki od śmierci pewnie bym walnęła Sakyneya w twarz. Zawsze chciałam znależć się w tym miejscu, ale nie w takich okolicznościach...wyłapywanie wszystkich magów Sakyneyowi nie sprawiło żadnych trudności. Po tym jak wywołaliśmy rebelie przeciwko niemu kazał nas wszystkich pozabijać.
      Chłodny oddech mojego przyjaciela stojącego za mną przyprawiał mnie o dreszcze, których nawet ból nie umiał zagłuszyć.
      -Co robimy?-szepnął mi na ucho Avan. Jego głos był ciepły, zarazem było słychać że mówi to nutką strachu. Pierwszy raz widziałam że się bał. Nie starał się zgrywać twardziela.- Chyba nie masz zamiaru tak tu stać bezczynnie patrząc jak twoi przyjaciele umierają.
Zaczęłam niespokojnie obgryzać wargę niewiedząc co począć. Zwykle któreś z nas miało jakikolwiek plan. Teraz mój usmysł świecił pustkami.
      -Ej, ty.-Syknęłam z naciskiem na strażnika który zamaszyście się obrócił przewracając zarazem zbroje za nim.
       -Oszalałaś?!-zapytał ze złością.
      -Wiem co robię.-odpowiedziałam lekko się uśmiechając. Strażnik miał może 16 lat. Nie wyglądał zbyt groźnie. Mogłabym go przewrócić lekkim pchnięciem, a wcale nie mam postury jak troll Loeski.
     -Coś się stało?-zpytał ze starchem w głosie. Ale zaraz potem zmężniał-Czego?!
    -Na pewno chce Ci się nas więzić? W końcu, co z tego masz?
    -Czuje się dumny walcząc za Sakyneya.-mówiąc to wyprężył pierś w stronę księżyca.
    -Ale, przecież masz wszystko co chcesz. Po co Ci  jakiś tam Sakyney?
Strażnik widać że lekko się zawachał ale nadal uważnie sluchał co mam mu do powiedzenia.
    -Tak, mam wszystko ale dzięki wlaśnie Sakyneowi.
Ten męszczyzna zaczynał mnie mocno irytować.
    -Słuchaj, wiem że jesteś magiem. I wiem że jeżeli twój pan się o tym dowie to będziesz miał przechlapane, a więc albo cichcem nas wypuszczasz albo wylądujesz na tym stosie, którzy tworzy nasza rasa.
Powiedziałam to prosto z mostu. Bez żadnych niepotrzebnych zastanowień.
   -Ale...ja...-zaczął się jąkać. Pot spływał mu po czole.
   -Wypuścisz magów-idziesz z nami. Nikt nic nie wie o tym że sam nim jesteś. Nie wypuścisz nas nagle, w niewyjaśniony sposób twój pan zniknie na zawsze z tego wymiaru, a ty, razem z nim.
Wartownik zaczął się nieźle denerwować. Widać że nie wiedział co począć. Miał dwa wyjścia, musiał wybrać jedno z nich. Magowie wyczuwają strach innych. On był nią przepełniony do reszty.
-May, wiesz co robisz?-spytał się mnie Avan. Lekkie skienie głową chyba mu wystarczyło bo nic więcej nie powiedział.

Wprost

Powiem wprost, na razie nie mam weny twórczej i sądzę że dopiero po świętach napiszę kolejny rozdział "Fortecy Czasu". Jestem aktualnie chora i mój pokój zapełnia góra chusteczek. Ale przynajmniej miałam czas żeby skończyć 2 część "Gone", czyli "Faza Druga Głód". Czytałam ją wczoraj do 1 w nocy ale, koniec był świetny. W sumie to nic takiego w fabule się nie zmieniło. Nadal ilość bohaterów mnie przytłacza. Ale na samym końcu był niesamowity zwrot akcji. Z lekka zdziwiło mnie to że bracia w końcu się pogodzili. Jestem ciekawa czy pogodzili się wewnętrznie czy zewnętrznie...hmm...zajmujące...ale mniejsza o to. Mam zamiar teraz zacząć "Tunele". Nie wiem o czym to jest więc dopiero po przeczytaniu będę mogła coś stwierdzić. Ale teraz koniec tematu o książkach. W przyszłą sobotę jadę do Wrocławia na "11 spotkanie Dzieci wyleczonych z choroby nowotworowej". Spotkam tam Martynę Wojciechowską ( chyba jej to akurat nie trzeba przedstawiać) i Melkart Ball (mam nadzieję że to tak się piszę) czyli zwycięzcy pierwszej edycji "Mam Talet". Jestem strasznie napalona ale jeżeli będę dalej chora to najdalej gdzie pojadę to będzie lekarz.

niedziela, 25 listopada 2012

Od czapy

Na sam początek muszę powiedzieć że ten post będzie właśnie od czapy bo internet w laptopie i się zepsuł (>.<)i nie mam jak wstawić opowiadania na bloga. No to zacznę od pewnego perskiego przysłowia:
"Jeżeli nie chcesz by na twym sercu pozostała rana której nawet najlepsza maść nie zagoi, nie wdawaj się w dysputy z głupcem"
Moim zdaniem to^ jest jednym z najmądrzejszyh przysłów jakie znam. Kiedy zaczynam rozmawiać z jedną dziewczyną z mojej klasy o tym czy mogłaby być mniej wredna dla dziewczyn, to ona zaczęła lamentować jaka ja jestem głupia. Szczerze mówiąc zbytnio się tym nie przejełam bo wiedziałam że z jej ust obelgi tegoż rodzaju są wręcz śmieszne. Przejdźmy do kolejnej rzeczy. Ostatni mi czasy czytam 2 część Gone Michela Granta (chyba tak to się pisze xD). Muszę powiedzieć że fakt, faktem jest ona wciągająca ale nie pobije Ricka Riordana. Ocena 9,5/10. Jednakże można pogubić się w ilości bohaterów bo w sumie jest ich...5..10..15..20! Tak jest ich PRZESZŁO 20. Z lekka to przytłaczające szczególnie gdy czeka się do momentu w którym występuje ulubiony bohater.
Motto n dziś: Tańcz z mopem na stole xD (ostrzegałam że będzie od czapy)

niedziela, 11 listopada 2012

Krótkie opowiadanie

Obudziłam się nożem przy skroni. Niezręcznie. Czemu ja zawsze muszę się w coś wplątać? Jak nie dyndanie głową w dół nad wrzącą lawą to, to. Byłam przywiązana do krzesła a nademną sterczał jakiś człek od 7 boleści.
-Czego chcesz?-syknęłam.- I kim jesteś?-Postać tylko pokręciła głową.
-A po co Ci to wiedzieć?-odpowiedział z ironią w głosie
-Po to aby wiedzieć kogo zabijam.
-Ty? Mnie?-zadrwił. Jego czarne włosy przypominały węzę oplatające jego szyje. Był ubrany w spodnie moro i stary podkoszulek. Wyglądał na około 35 lat ale mozna się o to kłócić.
Nie pomyślał o jednym-nadal mam swoją torbę z eliksirami i pyłem duszącym. Wystarczy odpowiednio ułożyć ręce...
-Jestem silniejsza niż Ci się wydaje...-powiedziałam nadal mocując się ze sznurami oplatającymi moje dłonie.
-Wierz sobie ty mała dziewczynko...wierz...
Jest. Udało się rozplątałam ręce ale nadal siedziałam pilnując aby osobnik niczego nie zauważył. Przesunęłam torbę w stronę rąk i lekko ją uchyliłam. Wyciągnęłam pył i pchnęłam postać na ścianę z tyłu przy okazji rzucając w niego fiolką. 
-Corlen! - Zawołałam mojego śnieznego tygrysa który wyłonił się z kotary dymu bez szwanku.
Wybiegłam z pomieszczenia. Okazało się iz jest to niewielki skladzik na miotły w mojej starejj szkole. Wiedziałam ze pył nie zatrzyma go na długo ale biegłam przed siebie a Corlen podązał za mną. Wybiegłam ze szkołu rzuciłam fiolkę z eliksirem wybuchającym w stronę dawnej szkoly. W samą porę. Zauważyłam tylko rękę wyłaniającą się z dymu jednak na prózno bo pd razu pochłonęła go fala wybuchu. Pierwsze co to zajzałam do torby. Przekopałam ją całą, naszczęście na dnie leżał mały kamień. Cel podrózy tego człowieka którego właśnie podpaliłam. 

niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 1


Miałam zamknięte oczy, leżałam na trawie. Biała mgiełka poranka owijala w około mojej twarzy  Dein i Kendra również rozkoszowali się pięknym dniem. Tylko Sam nadal majstrował przy wejściu do kryjówki. Była to jaskinia. Zaczynała się koło jeziora a kończyła w nim. I to dosłownie. Kiedy Kendra się denerwuje, jej magia jest....taka jakby...niebezpieczna. Kiedy się pokłóciła z Deinem wydrążyła te jaskinie. Poprostu. Bez rzadnego trask czy bum! Podeszliśmy nad jezioro i ona tam była.
Nie była duża. Obok wejścia był niewielki przycisk, który wtapiał się w szre tło. Gdy się go przycisnęło, z trwawy wysuwał się panel. Wpisywało się kod i hasło a skała rozsuwała się. Przed wstąpieniem do kryjówki laser z boku prześwietlał postać. Kiedy wszystko się zgadzało można było wejść. Natomiast kiedy nie...w pewnym sensie....cóż...wylatywało się w powietrze. Systemy stworzone przez Sama nigdy się myliły dlatego mieliśmy do "Trejlejna" (bo tak go Sam nazwał) pełne zufanie.
W tafli jeziora odbijały się wszystkei kształty jakie tylko mogły. Drzew, krzewów, skał. Nareszcie czułam się bezpiecznie.
Oparłam się rękami i podniosłam. Dein spokojnie drzemał a obok niego Kendra.
Dein był wysoki, miał szare oczy i brązową grzywę bujnych włosów. Na większość ludzi patrzył z ukosa ale jak ktoś go dobrze poznał okazywał się miły, przyjazny. Krył swe uczucia, ale nietrudno było go rozgryść.
Kendra była dość wybuchową osobą. Mag ziemi-pasowało to do niej bez dwóch zdań. Jej brązowo-czarne włosy były jak burza. Praktycznie zawsze wyglądała jakby co dopiero wstała z łóżka. Sam mówił że razem ze mną, Kendra tworzy klub bezdomnych.
Sama nigdy nie wyglądam zbyt dobrze. Czerwone włosy, spięte w kucyk lub warkocz sprawiały że wyglądałam jak z jakiegoś horroru. Mały nos, niebiesko-zielone oczy, zawsze ten sam podarty w wielu miejscach płaszcz, sprane dżinsy i brudny T-shirt. To były moje znaki zrozpoznawcze. Każdy dzięki tym wlaśnie szczegółom mógł mnie rozpoznać nawet sądze że z odległości ponad kilometra.
Wstałam i okręciłam się w około. Sam stał do mnie tyłem. Podeszłam do jeziora, kucnęłam i przejrzałam się w tafli. No tak, jak zwykle wyglądałam jak ostatnie dziecko sróża. Każdy włos w inną stronę, zaschnięta krew była poprzezplatana z nimi. Praktycznie nie robiło to zbyt wielkiej różnicy bo same włosy były tegoż koloru. Nabrałam wody do rąk i chlusnęłam sobie w twarz. Poczułam jak ogarnia mnie fala zimna.
-Cześć.-ktoś szepnął mi do ucha. Wiedziłam że to to Sam. Ten sam kojący głos. Odwróciłam się i spojrzałam mu w twarz. Uśmiechnełam się.
-Cześć.-Powiedziałam.-Jak tam nasza kryjówka? Da się do niej włamać?
Widziałam na twarzy Sama gościło zmęczenie. Jego blond włosy opadały mu na szare oczy. Były w całkowitym nieładzie. Był komputerowcem ale ogólnie - magiem powietrza. Przy spodniach jak zwykle miał sztylet.
-Właśnie dlatego do Ciebie podeszłem.-Odparł-Udało się.
Wstałam i przytuliłam go
-Wiedziałam że Ci się uda!-wykrzyczałam. Sam widocznie był bardzo zdziwiony ale odwzajemnił uścisk.-A  teraz pokazuj!
-Już, już. Chodź-Ponaglił.
Podzeszliśmy do jaskini. To fakt, była już otwarta ale i to nie powstrzymało Trejlejna przed sprawdzeniem mnie. Stanęłam w progu a czerwony laser przejechał po moim całym ciele.
-Można wejść-powiedział mechaniczny głos robota. Sam ostentacyjnie stanął w wejściu.
-Proszę bardzo-powiedział śmiejąc się do rozpuchu.
Przeszłam przez próg. Już zapomniałam jak tu było. Szare ściany. Jednakże plakaty robiły swoje i rozjaśniały smutną skałę. Fiolki z eleksirami i Bóg wie jeszcze z czym stały na stole z boku. Broń, którą wyrabiał Dein, stały w takiej jakby gablocie w drugim. Podeszłam do ściany.
-Nadal jest tu nasz tajny pokój?-spytałam. Kendra "robiąc" jaskinię, zrobiła dodatkowy pokój. Ogólnie jest mój, ale Sam może tam wchodzić. Choć wie że to tylko i wyłącznie mój świat i że nie może tam nic ruszać to tak czy siak mu pozwalam tam wchodzić. Ufam mu jak nikomu innemu.
Popatrzył na mnie tajemniczo lecz nadal się uśmiechał. Pokiwał głową.
-Masz amulet? Założyłem zabezpieczenia, tylko dzięki niemu możesz się tam dostać.
W rzeczywistości całkiem o nim zapomniałam. To fakt, nadal wisiał spokojnie na mej szyi, jednakże myślałam że Kontrel mi go odebrał.
-Zdążyłam zabrać go ze skarbca. Ale ledwo. Wiesz jacy są tam strażnicy. Mają oczy dookoła głwy i nie spoczną póki mnie nie znajdą.
-Wierzysz że bym na to pozwolił? W końcu po to tu jestem, mam was chronić jak nie w magiczny to chociaż w techniczny sposób.-powiedział.
-Komiksów sie naczytałeś?-zaśmiałam się-Chronimy się nawzajem. Ja, ty, Kendra i Dein. A tak w ogóle to oni jeszcze śpią? Chodźmy zobaczyć. Później jeszcze tu wpadniemy i otworzymy pokój.
-Ok.-odpowiedział.
Szliśmy powoli aby ich na wszelki wypadek nie obudzić. Jednak to co zobaczyliśmy, nie było czymś co nas by mogło zadowolić. Deina i Kendry nie było. Podeszłam do miejsca w którym uprzednio spali. Został tylko sztylet Kendry i nóż Deina. Bez nich się nie ruszali.
-Coś się tu stało.-odparłam. Byłam bliska płaczu. Podnisłam broń moich przyjaciół i dałam Samowi do rąk.-Zobacz. Bez tych rzeczy kroku nigdy nie robili.
Sam obejrzał to chwilę.
-Z zegarem postępuj uczciwie. Patrz się się pod nogi, ale nie chciwie. Myśl o tym jak ze wskazówkami postępować i jak przyjaciół swych uratować...
-Co?-zapytałam- Sam to teraz wymyśliłeś?
Sam pokręcił głową
-Tak jest tu napisane. To wskazówka...Kontrel...
Nie on jedyny tak uważał. Na pewno to on właśnie ich porwał. To jest pewne.
-Ale coś mi tu nie pasuje. Z Kontrela taki poeta jak ze mnie baletnica.
-To jest akurat najmniej ważne. Natomiast waże jest to, że ich porwał, ale pewnie nie osobiście. Ma Gandrele, ale one by tego nie napisały.
-To znaczy że jednak osobiście dośwadczył takiego zaszczytu i ich porwał. Przecież wczoraj jeszcze go widziałam. Kiedy odbiegałam na Corlenie a on nawet nie chciał mnie ścigać. Podejrzane...
-Albo w sumie to nie. Wojna się zbliża. Kontrel zawładnął już prawie wszystkimi wymiarami. Wszystkie są po jego stronie oprócz naszego-13. Chciał również nim, ale mu się nie udało.
-Chyba wiem gdzie mogą być Kendra i Dein. W 27-ce.
Sam zrobił podejrzliwa minę.
-Ale przecierz już 27 wymiar nie istnieje.
-To dziwne bo byłam tam jakiś miesiąc temu. Przez przypadek w prawdzie ale byłam.
-Dobra to gdzie mogą być uwięzieni Wayleen?
Wysiliłam umysł.
-Sądze że Kontrel chce nas tam zwabić aby zdobyć 13. Najprawdopodobniej dlategoż ich porwał. Dokładnie to nie mam pojęcia gdzie oni są. Umiesz może zrobić pare robotów albo jakąś tarczę aby chroniła 13?
-Sądze że tak ale niczego nie obiecuje. Dla jednego obozu mi się udało ale żeby chronić aż cały wymiar?-Odpowiedział-Razem może nam się uda.
-Ale to nie zmienia faktu że musimy uratować ich a z rąk Kontrela a to nie zaliczam do łatwych.-Mówiąc to opadłam na trawę-Jak to zrobimy?
Sam przysiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
-Pamiętasz co mówilaś jak byłaś mała?
Pokręciłam głową na tak.
-Nie poddawaj sie choćby mieli Cię za to karać.-uśmiechnęłam się.-To było moje motto. Przerodziło się w to że uciekliśmy z 27 i zamieszkaliśmy 13.-uśmiech znikł z naszych twarzy. To wspomnienie powracało a ja nie mogłam sie go pozbyć. Wszysco czworo urodziliśmy sie w 27. Jednak kiedy Kontrel objął panowanie,(a mieliśmy wtedy co najwyżej 6 lat) uciekliśmy. Przenisłam nas w ataku paniki kiedy musiałam się tłumaczyć przed Kontrelem za używanie magii. Byli ze mną, a ja nie panując nad mocą po prostu we własny, niepowtarzalny sposób, zwiałam. Każde z nas ma jakąś moc. Sam-magia powietrza, Kendra-magia ziemi, Dein-magia ognia a ja-magia wody. To my właśnie panowaliśmy nad czterema żywiołami i tylko my nadawaliśmy jakiekolwiek życie 27 wymiarowi (jeżeli w ogóle jakieś życie tam było). Kiedy nas zabrakło wszystko tak jakby uszło. Nie było wody w strumieniać, żyznej ziemi, ognisk ani praktycznie tlenu. Tutaj mieliśmy kryjówkę w której zazwyczaj spaliśmy. Już wtedy umiałam strzelać z łuku i pilnowałam abyśmy mieli co włożyć do garnka. Kendra mi w tym pomagała. Przyjamniej starała się. Ma mało celne oko, jednakże jest świetną towarzyszką. Dein pomagał Samowi w ochranianiu nas.
Popatrzył mi w oczy.
-Nie wolno Ci mówić że coś Ci się  nie uda. Mów sobie "Po trupach do celu" i idź dalej nie patrząc się na innych. To dzięki tobie Kontrel nad nami nie zapanował, nad 13 również.
Sam pochylił się nademną a nasze usta złączyły się. Odwzajemniłam pocałunek.

środa, 31 października 2012

Forteca Czasu

Zimne powietrze musnęło moją szyję. Stałam na środku wzgórza z moich snów. Moje włosy były targane przez wiatr, nareszcie nikt mi nie mówił co mam robić. W dłoni ściskałam amulet który uprzednio zabrałam ze skarbca. Zaczęłam iść w dół pagórka. Moje nogi były wręcz niesione przez wiatr. Tu tu-tylko tu, właśnie mogłam się skryć przed światem.  Mimo iż elfy jak zwykle patrzyły się na mnie swym przenikliwym wzrokiem zza kamieni ja, nie przestawałam stąpać po trawie. Moje gołe stopy czuły na sobie zimno a zarazem ukojenie. Doszłam do drzewa. Stanęłam pod nim i zamknąwszy oczy zaczęłam się unosić. Uścisk w dłoni osłabił się a amulet wysunął  i zawisnął przedemną. Nagle z klejnotu wystrzelił słup śwaitła który oświetlił całą okolicę. Poczułam jak do mojego ciała wpływa fala nowej mocy. Gdy zgasł opadłam na ziemię i uklęknęłam. Jakieś stworzenie złapało mnie za ramię.  Zrobiałam przewrót w przód i stanęłam na nogach. Szybkim ruchem wyciągnęłam strzałę z kołczanu i wcelowałam w postać. W powietrzu unosiła się woń krwi. Czerwona mgiełka pływała wokoło postaci jak żaglówka po oceanie.
-Ktoś ty?-spytałam oschle nadal trzymając strzałę na cięciwie. Wystąpił dwa kroki do przodu.
-Nie poznajesz starego znajomego? Biedna Wayleen. Trochę słabo u Ciebie z pamięcią-Zadrwił.
Opuściłam strzałę. Wiedziałam że tego człeka od siedmiu boleści tak czy siak nikt nie zabije. Był to Kontrel. Władał tak zwanym 27-zaginionym wymiarem.
-Czego chcesz w trzynastce?-syknęłam-Twoi wszyscy poddani Cię opuścili?Na ich miejscu zrobiłabym to samo.
-Za dużo pytań Way. Za mało odpowiedzi. Jesteś mała, bezbronna...
Nie skończył. Wyciągnęłam nóż i rzuciłam się na Kontrela. Szybkim ruchem podłożyłam mu je pod krtań.
-Po co tyle zachodu.-zaśmiał się-Tak czy siak dobrze wiemy obydwoje że mnie nie pokonasz.
-Obyś się nie pomylił..-szepnęłam mu do ucha. Oddaliłam się i upuściłam nóż. Podleciałam parę metrów nad ziemię. Przysunęłam ręcę do siebie i wyczrowałam kulę ognia którą posłałam w stronę przybysza.
Jednak na nim nie zrobiło to najmniejszego wrażenia bo po prostu zrobił unik i zaczął iśc w moją stronę.
-Naiwna mała Wayleen..nadal uważaz że razem ze swymi durnymi przyjaciółmi zdołasz mnie pokonać? Grubo się mylisz. Mam armię która nawet gdyby mieli umrzeć będą walczyć.
Prychnęłam
-Bo to Gandrele. Są jak roboty w rękach szleńca. Przynajmniej do Ciebie pasują.-zadrwiłam
Kontrel tylko pokręcił głową.
-Corlen!-krzyknęłam nadal wisząc nad ziemią. Corlen to mój koń. Pojawia się nawet wtedy kiedy dzieli mnie od niego parę wymiarów. Gniada smuga pojawiła się na środku wzgórza i od razu popędziław moją stronę. Kiedy wgiegł podemnie wskoczyłam na niego. Cor zaczął galopować w stronę przeciwną od drzewa. Do lasu Solenine. Wiatr świszczał mi w uszach. Nawet on się zaczął denerwować nadchodzącą wojną. Nikt tego jeszcze na głos nie powiedział, ale wojna między wymiarami zbliża sie wielkimi krokami.
    Kontrel zaklnął pod nosem ale nie zaczął mnie gonić. Wiedział że nie dogoni Corlena. Cor galopował przez las na oślep. Sam wiedział że Kontrel nie jest dobrym kandydatem na wroga a co dopiero na przyjaciela.
    Szybkimi ruchami omijałam gałęzie drzew. Nie panowalam na koniem. Nawet nie chciałam. Wiedziałam że pobiegnie tam gdzie go kopyta poniosą. Ale czułam że biegnie do jeziora Avilane. Do dawnej kryjówki moich przyjaciół. Kendry, Deina i Sama. Nie wiedziałam czy jeszcze tam są. Spotykaliśmy się tam kiedy mieliśmy po 11-12 lat. Czyli rok albo 2 lata temu. Mineły 2 godziny. Nagle na wieczornym niebie rozciągnęła sie potężna błyskawica. Są tam. Dein potrafił motań piorunami na prawo i lewo kiedy tylko chciał. Popędziłam ogiera. Gdy dobiegliśmy zauważyłam tylko jeden, ale doś poplątany obrazek. Trzech moich przyjaciół walczyło z tuzinem Gangrem. Kendra motała zaklęciami jak oszalała. Była magiem ziemi. Kamienie latały we wszystkie strony poprzeplatane białymi smugami światła. Sam stał obok. Starał się włamać do naszej dawnej kryjówki. Był komuterowcem. To on wymyślił wszystkie zabezpieczenia.
    Pogalopowałam w strone jeziora. Sytuacja coraz bardziej się pogarszała. Wyciągnęłam strzałę z kołczanu i posłałam w stronę Gangreny. Jednak ich ciała były zbyt twarde. Pokrywał je spiżowy pancerz. A jedyną osobą która mogłaby je przysłać akurat w to miejsce był Kontrel.
    Zeskoczyłam z konia. Podbiegłam do przyjaciół i wyciągnęłam nóż z pochwy. Wsadziłam ostrze jednemu Gangrenowi w oko. Ten zaskowyczał ale nadal utrzymywał się na swych mocnych łapach.
Moi przyjaciele widocznie dopiero teraz mnie spostrzegli.
-Wayleen!?-Zapytali zdziwieni. Popatrzyli po sobie.
-Hasło?-odrzekł Sam.-Podaj hasło.
-Forteca Czasu.-odparłam. Hasło to wymyśliła Kendra. Nazwała tak naszą kryjówkę, a hasło jakoś samo wyszło.- A tak apropos to cześć.-Mówiąc to trafiłam potwora w szpary między pancerz.
-Jest!-Krzyknął Sam.-Zrobiłem tę bombę! Odsuńcie się!-Mówiąc to rzucił materiał wybuchowy w stronę Gangren.
    Przez chwilę nic nie widziałam. Blask oślepiał mnie. Po 2 minutach wstałam. Potworów nie było, tak jakby wyparowały. 3 moich przyjaciół do mnie podbiegła i uściskała mnie.

Hejka

Może zacznijmy od tego że ten blog będzie, tak jakby o mnie. Może o moich opowiadaniach które piszę. Słowa to język którym najbardziej się posługuję. Mimo iż jestem bardzo wygadana (wręcz do bólu), to sądzę że lepiej piszę i oddaje swe uczucia pisząc niż mówiąc. Nie wiem dlaczego akurat jesteś na tym blogu a nie na jakimś sławniejszym, ale wiedz że wchodząc w mój świat ryzykujesz. Można powiedzieć że mój świat jest...hmm...dziwny, zwariowany...?


A oto piosenka która chodzi mi po głowie od tygodnia i ją uwielbiam ale zarazem zaczynam przez nią świrować xD
The cycle repeated
as explosions broke in the sky
All that I needed
was the one thing I couldn't find

And you were there at the turn
Waiting to let me know

We're building it up
To break it back down
We're building it up
To burn it down
You can't wait
To burn it to the ground

The colors conflicted
as the flames climbed into the clouds
I wanted to fix this
but couldn't stop from tearing it down

And you were there at the turn
caught in the burning glow
And I was there at the turn
Waiting to let you know

We're building it up
To break it back down
We're building it up
To burn it down





You can't wait
 To burn it to the ground

You told me yes / You held me high
And I believed when you told that lie
I played soldier / You played king
And struck me down when I kissed that ring
You lost that right / to hold that crown
I built you up but you let me down
so when you fall / I'll take my turn
and fan the flames as your blazes burn

And you were there at the turn
Waiting to let me know

We're building it up
To break it back down
We're building it up
To burn it down
You can't wait
To burn it to the ground

When you fall / I'll take my turn
and fan the flames as your blazes burn

We can't wait
To burn it to the ground

When you fall / I'll take my turn
and fan the flames as your blazes burn

We can't wait
To burn it to the ground

             Linkin Park-Burn it Down